Rzecz o tak zwanych wypędzonych... gdziekolwiek na Ziemi istnieją

Nie podoba się wielu Polakom stanowisto niemieckich wypędzonych, zwanych potocznie ziomkami. Oficjalne stanowisko polskich władz państwowych jest w tej kwestii nieobojętne. Natomiast polskie ziomkostwa są często jeszcze bardziej rewizjonistocznie nastawione niż niemieckie, ale ich działalność nie budzi sprzeciwu, przeciwnie - jest odbierana z uznaniem. Czyli inni na nas narzekać nie mogą, ale my na innych możemy przysłowiowe "psy wieszać".

Urodziłem się na Podolu i dlatego uważam, zgodnie z obyczajami mojej Rodziny, że bełkot wokół tak zwanych spraw "kresowych" szkodzi Polsce i naszym sąsiadom, do których byłe tereny polskie teraz należą. Zaistniałych faktów historycznych nie da się zmienić wiecowymi hasłami i buńczucznymi roszczeniami. Sąsiedzi powinni żyć w zgodzie a nawet w przyjaźni.

 Już sama nazwa "Kresy" budzi zastrzeżenia podobne jak "Galicja". Używanie tych wyrazów w mojej podolskiej Rodzinie było zabronione, bo "kresowiak" w pojęciu mieszkańca Polski centralnej był kimś gorszym, wręcz nierozumnym, czyli było to określenie kpiarskie, nawet pogardliwe. Przy pomocy słowa Galicja zaborca austriacki wyeliminował słowo Polska, a teraz prowincjonalni kacykowie próbują z tego słowa czynić dla siebie splendor.

Józef Piłsudski powiedział do swego adiutanta "Tu nie ma Galicji, tu już jest Polska!", zaś ksiądz Jan Twardowski o Piłsudskim wyrażał się, że to był "mochot kresowy", co jest jeszcze jednym dowodem na negatywne znaczenie pojęcia "Kresy".

 Na całej kuli ziemskiej, gdziekolwiek zaistniał problem przesiedlania się zbiorowości, efekty są podobnie konfliktowe i unikanie ich jest zadaniem ludzi cywilizowanych. Łagodzenie tych problemów jest niezbędne przy pomocy ustępstw i kompromisów, a nie wymachiwaniem sztandarami i inkwizytorskimi groźbami. Potrzebne jest zachowanie wszystkich cech człowieczeństwa, jak przywiązanie do straconej ziemi, do tradycji i przede wszystkim do uczuć, które nie są również obce tym, którzy na tych ziemiach obecnie mieszkają. Jest pewnie tak, że obie strony coś utraciły i coś uzyskały, bilans nie zawsze jest zerowy, ale taka jest kolejność losów, które należy przyjąć jako wyrocznię, bez utyskiwania, bo czas klęski dawno minął i ludzie dotknięci zmianami pomarli. Żyjmy więc... z pełnią wyrozumiałości, a gdzie się da także z życzliwym uśmiechem.

 Tego życzliwego uśmiechu życzy

Zurych, 2 lipca 2012

» ...?

» Ledwie dyszy

PS Oglądałem kiedyś program profesora Miodka, w którym jeden z respondentów wyżywał się na określeniu "tak zwany" - otóż dla mnie jest to określenie niezbędne, przy pomocy którego wskazuję, że czegoś nie akceptuję, czyli tak zwane "Kresy" - te dwa słowa "tak zwane", zamiast kilku zdań,  wyjaśniają mój stosunek do sprawy.