Sonet o ulicznej zabawie
w Zurychu przy Rynku jak na wsi
lokalne odbyło się święto
aż w trzy saksofony przyrżnięto
na bruku tańczyli najstarsi

wśród gości był sam Gottfried Keller
(nie ten co tak kochał Polaków)
potomek dalekich krewniaków
bezdzietnym był przecież Schriftsteller

krew miałem mieć ponoć królewską
fatalnie się rozchorowałem
w Berlinie mi dano niemiecką

nie mogłem już krewnym być króla
więc proletariuszem zostałem
bękartka mnie teraz przytula
Zurych, 28 sierpnia 1995