jedziemy do wsi Petrykozy Lidia się wścieka bo błądzimy albo w lesie w błocie siedzimy po asfalcie gdzieś jadą wozy święto u Wojciecha Siemiona orkiestry i tłum wielbicieli Mistrz szarmancko uśmiechy dzieli gorącej radości znamiona uściskałem Wojtka gorąco jakoś tak wyszło... bez prezentu popatrzył na mnie trochę drwiąco zawiniła Lidka nieboga bo ona nie lubi cementu z powrotem łatwa była droga