Kazimierz miał tylko nadzieję a brakowało mu wszystkiego wciąż coś się działo wokół niego powtarzał "gdzie ja się podzieję?" zmieniał hotele - spał też w aucie na suchą bułkę nie starczyło to się od kogoś pożyczyło oddawał tylko po nokaucie grunt to "biznes" - mówił znajomym którzy ten ton aprobowali był dla nich kimś nadprzyrodzonym tak długo cuda obiecywał póki się na nim nie poznali zniknął - dotąd się nie odzywał