świt znowu malował dzień boży poranek wyszedł nad stokami turkusowymi obłokami blaskami koralowej zorzy w domu skrzypnięcie potem kroki lub miarodajne uderzenia duch przyszedł — nie do uwierzenia skrzeczał głosem alpejskiej sroki poszedłem szukać tego ducha w tak zwanej sztubie było ciepło a mnie z wrażenia w skroniach piekło za oknem nagła zawierucha wiatr zawył i śniegiem zasiekło duszysko przede mną uciekło